Miasto nasze było widownią w ostatnich dniach i to już powtórnie bardzo bolesnych wypadków. Padły ofiary ludzkie, w których liczbie były może i niewinne, przy tym bezmyślnie rzucano się na własność cudzą, niszcząc ją i rabując. [...]
Rozumiemy zupełnie, że brak żywności, jaki panuje w naszym mieście, że przy tym nieuczciwe postępowanie niektórych, robiących z nędzy ludzkiej sobie zarobek, podbijających ceny artykułów żywnościowych, byle tylko powiększyć swój brudny zysk, rozumiemy, że te okoliczności, w jakich żyjemy od początku wojny, mogą doprowadzić ludność do stracenia cierpliwości. […] Mimo to jednak z bólem musimy wyznać, że samoobrona naszej ludności nie trzyma się drogi właściwej, ale zapewne pod wpływem ukrytych podżegaczy poszła w kierunku nie tylko szkodliwym dla tejże samej biednej ludności, jak dla całego kraju i miasta, a zarazem wyradza się w przestępstwa i gwałty godne potępienia.
Kraków, 18 kwietnia
„Głos Narodu” nr 96, z 27 kwietnia 1918.